Część IV - Chromi chodzą
W Janico proboszcz zaprosił nas, abyśmy głosili rekolekcje. Ostrzegał jednocześnie, że ludzie tutejsi są zatwardziali i nigdy nie lubili nadmiernie chodzić do kościoła. Przyjechaliśmy. Pierwszej nocy nie było wielu. Był jednak człowiek leżący na ziemi, który przypominał kukłę z gałganów, która nie może stać o własnych siłach. Na domiar złego miał obie ręce spraliżowane i nie mógł jeść ani poruszać się bez pomocy innych. Budził prawdziwą litość u tych, którzy na niego patrzyli...
W mej duszy powstało pytanie: dlaczego przyprowadzili tutaj tego człowieka?
Wziąwszy pod uwage jego żałosny wygląd powiedziałem:
- Będziemy się za niego modlić, abyście mogli zabrać go do domu.
Pod koniec modlitwy zaczął się on gwałtownie pocić i drzeć. Widząc to przypomniałem sobie, że ja także odczuwałem wielkie ciepło, kiedy Pan mnie uzdrowił. Dlatego powiedziałem do niego:
-Wstań, Pan cię uzdrowił!
Następnie chwyciłem go za rękę i rozkazałem mu iść. Poszedł aż do tabernakulum. Gdy się zatrzymał powiedział, że paraliż trwał 19 lat: nie mógł chodzić o własnych siłach, ani zrobić jednego kroku. Pomyślałem sobie, że bardzo dobrze, że nie wiedziałem o tym wcześniej, iż od tak dawna nie mógł chodzić, bo chyba nie odważyłbym się rozkazać zrobić mu choćby jeden krok....
Tego samego popołudnia przeszliśmy razem z tym człowiekiem przez ulicę i usadowiliśmy sie na bruku. Kiedy siadaliśmy, człowiek ten dorzucił:
- Pan uzdrowił także moje ręce i mogę nimi poruszać.
Dzięki temu nasze pomieszczenie nazajutrz było pełne. Nie wszyscy mogli się zmieścić w środku, część była zmuszona stać za drzwiami kościoła.
W dniu w którym przyjmiemy moc jaką posiada świadectwo, nasze przepowiadanie się zmieni....Wcześniej przygotowywałem wiele homilii, studiowałem klasycznych teologów. Pisałem to wszystko na kartce i odczytywałem, aby dobrze wykorzystać to bogactwo myśli, które chciałem przekazać. Pan jednak przemienił mnie w tym aspekcie mego życia. Pewnej niedzieli, wobec dobrze zredagowanych notatek odnośnie homilii powiedział do mnie:
- Jeśli ty, który tyle studiowałeś i czytałeś, nie jestes zdolny wbić tego wszystkiego w pamięć, aby tylko powtórzyć, to jak możesz chcieć, aby ci prości ludzie, którzy nie mają takiego przygotowania jak ty, wzięli to sobie do serca i zastosowali w życiu?
Od tego czasu zmieniłem swój sposób przepowiadania. Teraz składam tylko świadectwa o mocy Bożej, o tym czego On dokonuje i opowiadam przykłady objawienia się miłości Bożej. Nauczyłem się jeszcze jednej rzeczy: najważnie - to nie tyle mówić dobrze o Jezusie, ile pozwolić Mu działać mocą Ducha Św.
Na kongersie w Montrealu w 1997 roku uczestniczyło pnad 55.000 osób, zgromadzonych na stadionie olimpijskim podczas mszy św. Był tam kardynał Roy oraz 6 biskupów, 920 kapłanów. Był tam tez burmistrz miasta. Blisko ołtarza znajdowało ponad 100 chorych, umieszczonych na wózkach inwalidzkich.
Modliliśmy się za chorych- cały stadion uwielbiał Boga, gdy pewna kobieta - Rose Aime, która była od 11 lat chora na ciężką sklerozę, niespodziewanie wstała z wózka i zaczęła iść wobec wszystkich. Po drugiej stronie pewien mężczyzna wstał nagle z wózka, potem jeszcze jeden i w rezultacie 12 sparaliżowanych wstało z krzeseł i zaczęło chodzić.
Ludzie klaskali i szlochali, płacząć z wielkim przejęciem. Sam burmistrz miasta Montreal zanosił się od płaczu jak małe dziecko. Gdy objawia sie Bóg nie ma człowieka, który byłby wielki- wszyscy są małymi. Burmistrz płakał ze wzruszenia i szczęścia.
Nazajutrz główny dziennik napisał:
"zdumienie na stadionie olimpijskim- chromi chodzą"
Dziennik Montreal wspominał:
"sparaliżowani, leżący na łóżkach, zaczęli chodzić".
Pamiętam, że nazajutrz przeprowadzono ze mną wywiad telewizyjny pytając:
-Czy nie sądzi ksiądz, że te wszystkie uzdrowienia są wynikiem efektu tłumu, emocji, klaskania ludzi?
Odpowiedziałem:
- Wobec tego proszę mi wyjaśnić, dlaczego w żadnym meczu piłki nożnej lub baseballu żaden paralityk nigdy nie wstał z łóżka, ani żaden chory na raka nie został uzdrowiony, gdy zwyciężyła jego drużyna?
Jedyną odpowiedzią jest to, że Jezus żyje, zmartwychwstał i jest pośród nas. Nie szukajmy innego wyjaśnienia, gdyż zawsze będziemy w błędzie...
Kardynał Renard zdziwiony licznymi uzdrowieniami powiedział:
Trudno nam przyjąć dzisiaj tajemnicze działanie Ducha św., ponieważ jesteśmy tak rozumni i jesteśmy tak wielkimi racjonalistami. Być może z powodu naszego racjonalizmu lub braku wiary sądzimy, że te dary Ducha św. należą do przeszłości. A przecież Kościół jest nieustanną Pięćdziesiątnicą. Tylko, że trzeba być "podłączonym" do Chrystusa, aby tego doświadczać.
Pewnego dnia zaproszono mnie , abym zwiedził wspaniały zespół hydroelektrowni w Paragwaju. Widok był fascynujący: ludzie a nawet ciężarówki wyglądały jak mrówki wobec potężnych zapór z betonu. Produkuje się tam tyle energii, że pokrywa ona potrzeby kraju, a także potrzeby Brazylii i Argentyny.
Po zapadnięciu mroku spostrzegłem, że kilka domów pracowników centrali termoelektrycznej nie miało napięcia i było jedynie słabo oświetlone światłem świec. Kilka metrów obok jednych z największych w świecie turbin i generatorów nie było prądu, tylko świece, a wszystko dlatego, że sieć konieczna do dopływu energii do ich domów nie została założona.....
Coś podobnego przytrafia sie nam niejednokrotnie. Nasze życie zamiast być oświetlone przez prąd elektryczny, jest oświetlkone świecami, ponieważ "nie jesteśmy podłączeni" do Jezusa, który jest światłem świata.